źródło |
Świat, który wykreowała Larsson to rzeczywistość, która jest
nam poniekąd obca. Nie ma tu celebrytów i gwiazd, a główną rolę grają znani
dziennikarze i świetnie wykreowane intrygi. Akcja z początku toczy się na 2 płaszczyznach –
z jednej strony poznajemy Mikaela Blomkvista, z drugiej Lisabeth Salander, a
przez długi czas ich losy nie chcą się spleść (muszę przyznać, że w połowie książki
zastawiałam się, czy to kiedykolwiek nastąpi). Gdy jednak dwoje bohaterów
wreszcie spotyka się, wszystkie
wydarzenia zaczynają przybierać szybszy obrót. Każda analizowany szczegół zawiłej
zagadki dowodzi sprytu młodej Salander i przenikliwości Blomkvista. Nie dają
się zwieść mylnym tropom, uparcie szukają prawdy uciekając się do tego, co
przyniósł XXI wiek - komputerów, hackerstwa i powszechnego dostępu do wielu
informacji. W toku śledztwa na światło
dzienne wychodzi nie tylko prawda skrywana przez ród Vangerów, ale także zbrodnie
innych członków rodziny czy wykryciem prawdziwej działalności Wennerströma.
Stieg Larsson
stworzył świat podobnie jak Simon Beckett czy Mons Kallentoft. Pozwala
czytelnikowi dochodzić do rozwiązania
zagadki razem z bohaterami, nie przesądza niczego z góry, wszystko co wiedzą
bohaterowie jest jawne. Udało mu się sprawić, co jest talentem rzadkim, że do
ostatniej chwili nie jest zupełnie jasne co tak naprawdę się wydarzyło. W
pierwszej części Millennium mężczyźni na prawdę nienawidzą kobiet całym sercem.
W „Mężczyznach…” morderstwo to nie oddanie kilku strzałów, ale dokładnie zaplanowane
przedsięwzięcie z własną złożoną dokumentacją, postaci to żywe istoty a nie
tylko maszyny. Nic nie jest tu uogólnione, ani uproszczone, może z wyjątkiem
wątków lekko erotycznych, które dodatkowo dodają całości smaku. Pierwsza
książka Larssona jest pewnym wyzwaniem i z pewnością trzeba zarezerwować sobie
trochę czasu, bo kto raz weźmie ją w ręce, nie będzie w stanie jej odłożyć
dopóki nie dobrnie do ostatniej strony.
Przeczytałam pierwszą cześć trylogii Millennium i już wiem,
że dwie kolejne książki również pochłonę. Wiem też, że gdy skończę ostatni tom
będę zawiedziona, że nie czeka mnie więcej. Stiegu Larssonie, czemu umarłeś??
"Millenium" to mistrzostwo. Szkoda, że Larsson nie żyje. Na półkach jest tyle chłamu, a przecież tacy ludzie jak on są stworzeni do pisania.
OdpowiedzUsuńKamila