sobota, 13 sierpnia 2011

Nielogiczne potwory z biustem

Kobieta to zupełnie nielogiczny potwór w biustem. Ostatnio zdałam sobie z tego dobitnie sprawę analizując wszystkie podstępy moje i moich koleżanek. Patrząc obiektywnie (głęboko wierzę, że kobiety potrafią to czasem zrobić) wiele sytuacji dałoby się załatwić prościej, nie angażując do tego wszystkiego CIA, FBI oraz Facebooka. Kusi mnie bardzo, by wmówić sobie, że przecież ja jako jedyna jestem logiczna, prosta i nie używam wymyślnych podstępów, jednak przypomina mi się sposób, w jaki wyciągałam od mojego obecnego mężczyzny życia jego adres domowy. W czasach, gdy on twierdził, że najlepsza opcją byłoby spalenie mnie na stosie, ożywienie i spalenie ponownie, ja bardzo chciałam wszystko ‘naprawić’ i ‘zacząć od nowa’. I pewnie gdybym w rozmowie z nim po prostu poprosiła o adres zwyczajnie podąłby mi go, jednak ja wolałam skomplikować sobie zadanie. Moja przyjaciółka stała się Pauliną z Warszawy, która bardzo, ale to bardzo pragnęła pisać do kogoś listy, gdyż była niespełnioną romantyczką. Kilka dni rozmawiała z nim przez gadu-gadu, by wreszcie poprosić o dane kontaktowe. Do tej pory nie jestem w  stanie zrozumieć, po co wyciągałam taką artylerię. (I tak uważam, ze było warto!)

Nie będzie chyba nowością, jeśli powiem, że  inne dziewczyny też stają się naszaą ofiarą. Nie raz byłam śledzona po całym sklepie i pytana po 40 razy, czy aby ta sukienka, którą właśnie taszczę ze sobą jest tą, która pragnę kupić, bo właśnie ten rozmiar jest ostatni w sklepie, a ona tak bardzo go pragnie. Przyznam, im bardziej mnie taka błaga, tym bardziej jestem zawzięta, żeby kupić daną rzecz, a potem noszę ją z dumą. Faceci wieszają sobie na ścianie poroże jelenia i skórę dzika, my wolimy mieć w szafie ciężko wywalczoną na wyprzedaży sukienkę, to taka forma łupu wojennego dla bab. Zaznaczam – brak pieniędzy nam absolutnie nie przeszkadza w łowach. Dowód? Wybrałam się z Eweliną na kawę, jednak dziwny magnetyzm galerii przyciągnął nas z drugiego końca miasta do swojego wnętrza, a dokładniej do sklepu, gdzie wyłożyli cudowne, klasyczne i w dodatku niedrogie szpilki. Przymierzamy jedne, drugie, piąte, nagle obydwie znalazłyśmy takie, które pasują. Teraz uwaga, rzecz niebywała – ja stwierdziłam, że nie potrzebuję kolejnych butów – anomalia, wiem, każdy miewa przebłyski wewnętrznego i minimalistycznego faceta. Ewelina w przeciwieństwie do mnie postanowiła być nieugięta, niestety w portfelu susza. Nagle podbiega do mnie tuląc pudełko z obcasami i wywiązała się taka rozmowa:
- Ta laska szuka MOICH butów!!!!!!! – i wskazała na blondyneczkę, która kuca przy słupku z pudełkami i studiuje numerację.
~ Jak to ‘twoich butów’? – w tym momencie zapomniałam, żeby myśleć jak Ewelina w trakcie, kiedy z nią przebywam.
- Bo to jest ostatnie 38! A ona powiedziała, ze szuka 38! Chcę te buty, ale nie mam kasy, muszę naciągnąć matkę, ale ona je kupi! W każdym razie – albo ja je dostane, albo żadna z nas!
~ Schowaj je narazie! – wypaliłam.

Tym sposobem cudowne szpileczki wylądowały na samym dnie sterty jazzówek. Swoją drogą przypomina mi się, że nie tylko my mamy takie pomysły. Mój luby opowiedział mi kiedyś, że jego koleżanki z liceum przybiegały na lumpeksu w dniu dostawy i chowały gdzieś na dnie koszy fajne rzeczy. Przychodziły za kilka dni, gdy cena z kilogram była niższa i kupowały to, co sobie upolowały. Wracając, Ewelina potem kupiła te szpilki, a ja założę się o każde pieniądze, że siedziała w nich w domu cały wieczór podziwiając ich urok. W dodatku z pewnością do tej pory chodzi dumna jak paw z tego,  że ona te buty ma, a blondyna nie. Facet by odpuścił.

Momentami jestem niesamowicie dumna z posiadania tak przebiegłego umysłu. Czasem jednak niesamowicie zazdroszczę facetom tej ich prostoty. Buty nie pasują – facet nie kupi. Momentami mam wrażeni, że życie z penisem miedzy nogami jest prostsze. A przynajmniej sikanie.

wtorek, 9 sierpnia 2011

plus size

Wstałam, wysłuchałam na powitanie całej wiązanki zarzutów przeciwko mnie, bo jak to tak, wrócic do domu z wakacji i nie ochrzanić córki. Potem usiadłam przed klawiaturę, standardowo sprawdziłam wszystkie zakładki w Operze, przy okazji pudelka też (każdy ma słabości!). Zwykle czytam same nagłówki w nadziei, że coś mnie zainteresuje. I znalazłam. W Polsce powstała pierwsza agencja modelek ‘plus size’*. Z ‘artykułu’ dowiedziałam się, że funkcjonuje ona tydzień i już z kilkoma dziewczynami podpisała kontrakt. Podobnież duże modelki zarabiają wiecej, gdyż jest ich mniej, taka grupa wybranych . Szefostwo  ma głęboką nadzieję, że przedsięwzięcie wypali i że ta, trochę odmienna forma modelingu stanie się bardziej popularna. Jestem jak najbardziej za! W tym momencie zaczęłam się jednka zastanawiać, gdzie jest miejsce dla dziewczyn w normalnym rozmiarze (dla mnie to 38-40)? Powstała u nas agencja ‘plus size’, na pęczki można zliczyć te ‘minus size’. A gdzie ‘medium size’? Nie ma. W dziedzinie mody chyba popadamy ze skrajności w skrajność. 

Jest szansa, że w gazetach za jakiś czas będzie można zobaczyć nieco większe dziewczyny. I dobrze! Myślę, że to sprawi, że moje koleżanki o nieco obfitszych kształtach poczują się lepiej, zobaczą, że ubrania mogą leżeć dobrze na każdym i że, niezależnie od wagi, można wyglądać seksownie i też przyciągać uwagę facetów. Tylko gdzie w tym wszystkim miejsce dla mnie? Gdzie moja potrzeba bycia ‘hot’? Na razie pozostaje olana. Pomiędzy rozmiarem zero a XL jest chyba coś jeszcze. Nie zgadzam się na ignorowanie tej przepaści, gdzie przecież jest tyle z nas. Chcę jakąś agencję modelek dla zdrowo wyglądających dziewczyn. Chce otworzyć magazyn i przeczytać nagłówek ‘Jak ubrać się, gdy twoja waga względem indeksu BMI jest prawidłowa?’.  Większe dziewczyny takich ubraniowych porad znajdą na pęczki, z kolei na wieszaku wszytko dobrze wisi (przynajmniej według ogólnego mniemania).

Czytam pudla dalej. Następny nagłówek. Portal ogłasza, że Vogue stawia na modelki XL**. Dziewczyna na najnowszej okładce bardzo ładna. Ma i biodra i talię, i biust, i policzki (dobra rzecz, niektórym modelkom przez skórę na policzkach można zęby liczyć). Nazywa się Robyn Lawley. Portal twierdzi, że dziewczyna ma rozmiar 40. Uśmiecham się, gdy patrzę na jej sesję. Może nie mam talii tak wąskiej jak ona, a jednak zaświecił mi się gdzieś na horyzoncie mały płomyczek nadziei, że wreszcie doczekałam się kogoś z mojej kategorii (no tak – pi razy oko).  Z drugiej strony nadal zastanawia mnie, czemu rozmiar 40 to według nich kategoria XL?

* Agencja ma nazwę co najmniej śmieszną – Nobody’s Perfect. To trochę jak nazwać restaurację ‘Czasem smacznie, czasem nie’ link doartykułu 
·         ** link do artykułu
+ kilka innych większych modelek we włoskim Vogue.