![]() |
źródło |
Mam taką manię, że nie jestem w stanie poznać autora
inaczej, niż zaczynając od jego pierwszej książki. Tak poznałam między innymi
Stephena Kinga, ale i Kathy Reichs, która jest moim najnowszym odkryciem. Na
książkę tej autorki natknęłam się w Empiku, gdzie potrafię przesiadywać
godzinami i przepraszać książki za to, że nie mogę ich zabrać. W oczy rzuciło
mi się 206 kości, dwunaste już dzieło
autorki. W tym momencie coś mnie tknęło, bo wiedziałam, że już gdzieś słyszałam
jej nazwisko. Sięgnęłam jednak po Déjà Dead,
pierwszą część cyklu, wydaną w 1997.
Déjà Dead,
znana też jako Zapach Śmierci, opowiada o młodej pani antropolog
Temperance Brennan pracującej w prowincji Quebec (gdzieś w Kanadzie). Tempe, jak zwą ją
koledzy, współpracuje z policją pomagając rozwiązywać wszelakie sprawy, w
których trup ściele się gęsto i często. Trafia na przypadek, w którym kobiety
okaleczane są nadzwyczaj brutalne, a następnie porzucane lub zakopywane. W tym
momencie zaczyna się cała historia.
Pierwsze skrzypce w całej powieści gra niesamowity instynkt bohaterki. Pozwala ona
swoim myślom spokojnie krążyć, by pomysł, który kłębi się gdzieś z tyłu głowy mógł
wreszcie nabrać jakiś realnych kształtów. Ponadto
Temperance myli się, czasem
chwyta błędny trop, podąża za czymś, co do niczego nie prowadzi. Zawsze jednak
w porę powraca na właściwą ścieżkę. Nie jest to kolejna bohaterka rodem z CSI.
Nie ma tego niesamowitego daru, który pozwala jej dokładnie namierzyć miejsce,
gdzie w mieszkaniu ofiary sprawca porzucił kawałek swojego DNA, a to właśnie
dodaje całej fabule autentyczności. Co więcej akcja toczy się gdzieś około 1995
roku, przez co śledczy nie mają dostępu do elektroniki najwyższych lotów, a
komputery raz działają, a raz nie. Wszystko to sprawia, że bohaterka wykreowana
przez Kathy Reichs musi wykazać się doświadczeniem i talentem by osiągnąć cel,
a nie jedynie wpisać dane w jedno z tych nowoczesnych urządzeń i wydrukować
wynik na czymś przypominającym paragon.
To nie koniec zalet. Autorka jest prawdziwym antropologiem,
przez co bohaterka, którą stworzyła, dokładnie wie co robi. Nie ma tu bredni
ani banałów. Wszystko, co robi Tempe, jest dokładnie opisane i wyjaśnione
czytelnikowi. Bohaterka widzi, jak prowadzono linię cięcia przez staw, wie, że
rękę odpiłowano, a nie odcięto. Nie
pomija żadnych znaczących szczegółów. Jestem absolutnie przekonana, że jeśli w
którejś z następnych części będzie miała do czynienia z wisielcem, na pewno nie
będzie on miał spokojnej i uśmiechniętej twarzy.
Książka ma tez swoje mankamenty. Cała fabuła oparta jest na
tym samym schemacie, co większość kryminałów. Fakt, jest o wiele bardziej
realistyczna i lepiej skonstruowana niż przeciętnie, jednak model pozostaje
modelem. Zwykle historia toczy się po wyznaczonym torze – bohater zaczyna
widzieć znaczące rzeczy, jednak jego współpracownicy dostrzegają w tym jedynie
zbieg okoliczności, dopiero z czasem
zaczynają we wszystkim zauważać pewną prawidłowość . Poszukiwania nabierają na
obu płaszczyznach szybszego tempa, jednak bohater wpada w tarapaty. Na
szczęście współpracownicy w porę zjawiają się ratując mu skórę, przestępstwo
zostaje rozwiązane. Na tej samej bazie zbudowane jest także Déjà Dead,
co absolutnie nie zmienia faktu, że książka wyróżnia się trochę spośród innych.
Nie ma jedna co narzekać, może to jedynie wina tego, że powieść jest debiutem?
Na początku wspomniałam, że skądś kojarzyłam nazwisko
autorki. Skąd? Na podstawie książek tej właśnie autorki powstał mój ukochany
serial Kości (w którym
Temperance Brennan pisze w jednym odcinku książkę, której
główna bohaterka nazywa się… Kathy Reichs - przyznam, że pomysłowo). Po
przeczytaniu pierwszej części i obejrzeniu wszystkich 7 sezonów musze jednak
zaznaczyć, że stwierdzenie „na podstawie” jest tu bardzo naciągane. Jedynym
podobieństwem w obu historiach są personalia bohaterki, jej zawód oraz wyraźna
chemia miedzy nią a przystojnym detektywem, z którym pracuje. I tyle. Losy
postaci są zupełnie odmienne, podobnie jak ich usposobienie, charakter czy to,
co przeżyli w przeszłości. Możliwe, że wszystko zmieni się w następnych tomach.
Jedno jest pewne – po kolejną część – Dzień
śmierci – na pewno sięgnę i jestem przekonana, że będę równie zachwycona co
w przypadku Déjà Dead.