źródło |
„Intymne przygody…”
zostały wydane po polsku tylko raz w 2008 i przez to osiągają astronomiczne jak
dla mnie ceny na allegro – byłam świadkiem jak cena jednego egzemplarza doszła
do 60 czy 70zł. Tymczasem książkę podarował mi Mój Luby, sprawiając mi tym
samym tyle radości co nikt inny. Zaraz gdy zostałam mojego białego kruka zabrałam
się do czytania, bo a jakże inaczej.
Historia toczy się wokół tytułowej ekskluzywnej call-girl.
Próżno tu jednak szukać namiętnych i soczystych opisów seksu, mimo wszystko całość
pobudza wyobraźnię. Co kilka stron przewijają się historie klientów, czasem
zabawne, innym razem takie, od których robi się trochę… cieplej. To jednak nie
wszystko. Okazuje się, że będąc „ekskluzywną panią do towarzystwa” można mieć
własne życie, (w miarę) normalne stosunki rodzinne, a nawet chłopaka. Belle
zaznacza jednak, że nie jest to proste – większość z jej znajomych zna prawdę,
niektórzy jednak w wersji dość okrojonej i uładzonej. Całość pisana jest bardzo
lekko, czyta się przyjemnie. Nie jest to powieść (pamiętnik, dziennik?) dla
kogoś, kto oczekuje wnikliwego studium życia seksualnego elit Londynu, ale dla
wszystkich, których ciekawi jak to jest robić coś, co się kocha i dostawać za
to niemałe pieniądze.
Książka podobała mi się bardzo, choć nie mogę powiedzieć, że
czytałam ją z zapartym tchem. Brakuje w niej jednej mocnej historii, na której
osadzone byłoby wszystko. Jest tu co prawda wątek Chłopaka, z którym Belle
schodzi się i rozchodzi, nie sprawia to jednak, że czytelnik brnie dalej w opowieść
by dowiedzieć się, jak to się skończy. Przewracałam kartkę za kartką i
wiedziałam, że każdego następnego dnia (gdyż całość pisana jest w formie
dziennika) dostanę nową porcję wrażeń – erotycznych, towarzyskich lub po prostu
opowiastkę o tym, jaką bieliznę lubią faceci. Tak, przyznam, że podobało mi się
to, bo od początku nie oczekiwałam więcej i absolutnie nie jestem zawiedziona. „Intymne
przygody” z pewnością wcisnęłabym każdemu w ręce, kto chce miło spędzić czas i
trochę się pośmiać. Bądźmy jednak szczerzy – za długo czekałam na dzień, gdy
będę miała je na półce i pożyczyć się boję.
Jeden szczegół psuje wszystko. W 2005 roku, gdy ukazały się „Intymne
przygody…”, czyli pierwsza książka autorki, Belle de Jour była postacią
autentyczną. Wszyscy chcieli poznać jak wygląda i z której agencji pochodzi ta
dziewczyna, a ciekawość narastała wraz z kolejnymi przygodami (następny tom to Belle De Jour: Diary of an Unlikely Call Girl z 2006, na język
polski chyba nadal nie przetłumaczony). Cała Anglia (i nie tylko) zaczytywała
się w blogu Belle (nie wiem, czy jest jeszcze dostępny), gazety kilkakrotnie
żle identyfikowały prawdziwą tożsamość dziewczyny. W 2009 roku okazało się, że
pod pseudonimem Belle de Jour ukrywała się badaczka i blogerka dr. Brooke
Magnanti, która prostytutką nigdy nie była. Podejrzewam, że nie tylko dla mnie
był to cios w brzuch, bo książka przez to bardzo traci na autentyczności. Mimo
tego z pewnością przeczytam kolejną część, bo historie opisywane przez Belle
czy też dr . Magnanti są naprawdę genialne i wciągające.
*Belle de Jour to z francuskiego „piękność dnia”.